komentarzbiblijny.pl

"A jeśli ktoś uważa, że coś wie, to jeszcze nie wie tak, jak wiedzieć należy ... Po części bowiem poznajemy i po części prorokujemy" (1 Kor. 8:2, 13:9)

jesteś tutaj: > >


Zło i istnienie Szatana

Przedmiot wykładu: człowiek posiada wbudowany mechanizm odróżniania dobra od zła (sumienie). Jego wskazania są jednak reakcjami emocjonalnymi i nie zawsze jednoznacznymi. Dlatego zadaniem, jakie postawił sobie autor wykładu, jest teoretyczne ujęcie zła - próba jego zdefiniowania w oparciu o kryteria intelektualne. W miarę podążania w stronę tak zdefiniowanego celu, wykład podejmuje wątki dotyczące m.in. przyczyn zła, Biblijnej terminologii opisującej zło oraz istnienia Szatana w relacji do pojęcia zła oraz jako bytu osobowego.

Spis treści:

  1. Sumienie i problem oceny zła
  2. Zło versus tragedia
  3. Świadomość i wolna wola jako kryteria oceny zła
  4. Zła wola
  5. Zły (kakos) versus nieetyczny (poneros)
  6. Przyczyny zła
  7. Istnienie Szatana

Nawet dzisiaj, 22 lata od mojego nawrócenia, nie jestem pewien, czy potrafię zmierzyć się z tematem teoretycznego ujęcia zła w sposób w pełni satysfakcjonujący. To, że posiadamy wbudowany kompas odróżniający dobro od zła jest pewne. Wiemy o tym z doświadczenia, ale także zapewnienia Biblijnego: "Gdy bowiem poganie, którzy nie mają prawa, z natury czynią to, co jest w prawie, oni, nie mając prawa, sami dla siebie są prawem. (15) Oni to ukazują działanie prawa wpisanego w ich serca, za poświadczeniem ich sumienia i myśli wzajemnie się oskarżających lub też usprawiedliwiających" (Rzym. 2:14,15 UBG). Wszyscy zatem ludzie, wierzący i niewierzący, posiadamy wbudowane narzędzie pozwalające na ocenę postępowania. Problem polega jednak na tym, że sumienie często nie daje precyzyjnych wskazań. Podobnie jak kompas. Jeśli użyjemy go w bliskim sąsiedztwie magnesu lub przewodów elektrycznych o dużym natężeniu, wskazania igły nie będą precyzyjne.

Sumienie i problem oceny zła

Problem sumienia związany jest ze środowiskiem, w jakim działa i tutaj wchodzą w grę dwa istotne czynniki. Po pierwsze, nasz wewnętrzny kompas będzie działał w zależności od sąsiedztwa, w jakim się kształtował. Gros wytycznych postępowania, jakie posiadamy, nabyliśmy bowiem w toku rozwoju w sposób podświadomy, obserwując ludzi w naszym otoczeniu. Jest jednak towarzystwo, jak pisze apostoł Paweł, które psuje dobre obyczaje (1 Kor. 15:33). W jego wyniku nasza wewnętrzna igła magnetyczna wskazywać będzie niewłaściwe położenie. Po drugie, jesteśmy oddzieleni od otaczającej nas rzeczywistości powłokami naszych ciał. Ponieważ stanowimy odrębne byty, sami siebie czynimy centrum wszechświata i w odniesieniu do siebie samych definiujemy dobro i zło: dobre jest to, co mi służy; złe jest to, co mi nie służy. Ktoś nie robi tak, jak ja chcę - to zły człowiek jest, niemoralny, godny potępienia. Robi mi krzywdę, więc z definicji jest zły. Z definicji, ponieważ ja jestem tą definicją, ja jestem centrum.

Każdy czytelnik rozumie, o czym mówię, ponieważ z takimi postawami spotykamy się każdego dnia. Co więcej, ta uniwersalna skłonność człowieka dotyka nas samych. Łatwo dostrzegamy tę słomkę w oku bliźniego, trudno w naszym własnym dostrzegamy belkę (Mt. 7:3). Wracając jednak do metafory kompasu: podobnie jak w przypadku wytyczania kierunków w terenie, w ocenie dobra i zła także istnieje jakiś obiektywny standard. Północ i południe istnieją obiektywnie - zarówno w terenie geograficznym, jak i metafizycznym. Ten stan faktyczny Biblia nazywa prawdą. Co więcej, apostoł Jan pisze, że "Syn Boży przyszedł i dał nam rozum, abyśmy poznali prawdziwego Boga" (1 Jn. 5:20 UBG). Dzięki Chrystusowi jesteśmy zatem w stanie sięgać poza dotykalną rzeczywistość, tak aby umysłem ogarniać zasady Boskiego porządku; aby być w stanie dokonać oceny własnego postępowania pod kątem rozróżnienia dobra i zła.

Chciałbym w definiowaniu pojęcia zła opuścić centrum, o którym wcześniej wspomniałem - centrum własnego "ja" - i poszukać definicji, która nadałaby zjawisku zła bardziej obiektywny wymiar. Ten kierunek myślenia wydaje się być Biblijnie jak najbardziej uzasadniony. Pismo Święte nie przedstawia zła jako prywatnego standardu, ale raczej jako standard uniwersalny. Moja prywatna opinia na temat tego, co jest dobre, a co złe, może zatem okazać się błędna (Mt. 7:21-23). Powiem więcej, w tym kontekście nawet to, co odczytuję jako zło, obiektywnie złem być nie musi: "Poczytujcie to sobie za największą radość, moi bracia, gdy rozmaite próby przechodzicie; (3) Wiedząc, że doświadczenie waszej wiary wyrabia cierpliwość. (4) Cierpliwość zaś niech dopełni swego dzieła, abyście byli doskonali i zupełni, niemający żadnych braków" (Jak. 1:2-4 UBG). Moja prywatna interpretacja dobrego i złego może zatem dalece różnić się od stanu faktycznego.

Zło versus tragedia

Użyteczne w tym kontekście wydaje mi się być rozróżnienie zła od tragedii, którym posługuje się kanadyjski psycholog Jordan Peterson. Życie według Petersona jest tragedią w tym sensie, że ciągle przydarzają nam się okoliczności, których nie chcemy, łącznie z tą ostateczną, najbardziej niechcianą okolicznością w postaci śmierci. Pojęcie zła jednak Peterson rezerwuje dla działań, które wynikają ze złej woli, są manifestacją świadomego pragnienia wyrządzania krzywdy. Jeśli przyjąć taką nomenklaturę, wówczas przydarza nam się rzeczywiście wiele tragicznych zdarzeń, które jednak nie są złe w wymiarze aksjologicznym. Mogę stracić bliską osobę, pracę, mogę zachorować, złamać nogę, mój plan na życie nie wypali... To są rozmaite wydarzenia wpisane w kształt naszej egzystencji; ryzyka związane z samym faktem istnienia. Nie są, a przynajmniej nie muszą być, przejawem zła, które dąży do szkodzenia bliźniemu, samo nic w wyniku tego procederu nie zyskując.

Tyle z podsumowania teorii Petersona. Jeśli właściwie wyraziłem jego pogląd, najmniej pewny jestem ostatniego zdania. Zło, nawet pojmowane w powyżej opisany sposób, dzieje się w wyniku określonej motywacji, choćby tylko motywacji do krzywdzenia. Jej realizacja będzie zatem źródłem satysfakcji dla krzywdzącego, a więc źródłem określonego zysku. Hitler odczuwał satysfakcję, unicestwiając swoje ofiary w Auschwitz, podobnie jak lew odczuwa satysfakcję, zabijając swoją ofiarę. Peterson powiedziałby (o ile rozumiem jego pogląd), że lew zła nie popełnia; Hitler - jak najbardziej. Różnica miałaby polegać na rodzaju motywacji, choć jak mówię, ostatecznie motywacją i lwa, i Hitlera było osiągnięcie określonej satysfakcji. To prawda, że lew realizuje określony naturalny skrypt i nie działa z zamiarem pozbawienia życia, tylko zaspokojenia głodu. Dyktator-morderca działa z zamiarem pozbawienia życia, ale także realizuje w ten sposób swoją określoną potrzebę (psychiczną). Efektem końcowym w każdym przypadku jest śmierć.

Świadomość i wolna wola jako kryteria oceny zła

Stąd wynika kluczowa przesłanka do tego, aby w ogóle móc oceniać coś jako dobre lub złe: zdarzenie musi być wynikiem świadomego działania. Świadomego w tym sensie, że podjętego tam, gdzie jest możliwość wyboru; wykonania bądź powstrzymania się. Lew oczywiście nie ma możliwości powstrzymania się przed zabijaniem, ponieważ od tego uzależniona jest jego egzystencja. Adolf Hitler, będąc osobą obdarzoną rozumem i sumieniem, taką możliwość miał. Tutaj pojawia się jednak inna kwestia: do jakiego stopnia jesteśmy rzeczywiście w mocy dokonywania takich wyborów. Mówi się przecież o chorobach psychicznych, wpływie wychowania, środowiska, czasowej utracie poczytalności... Z Biblijnego punktu widzenia człowiek nie posiada właściwej oceny rzeczywistości, "W których bóg tego świata zaślepił umysły, w niewierzących, aby nie świeciła im światłość chwalebnej ewangelii Chrystusa, który jest obrazem Boga" (2 Kor. 4:4 UBG). Nasza wolność podejmowania decyzji jest upośledzona, choćby w wyżej wymienionym aspekcie.

Niemniej w moim przekonaniu, nieuniknionym imperatywem w ocenie zła jest przyjęcie, że człowiek z definicji posiada wolność decyzji (wolną wolę). Do takiego wniosku prowadzą mnie dwie okoliczności. Po pierwsze, Bóg "nakazuje wszędzie wszystkim ludziom pokutować" (Dzieje 17:30 UBG). Gdyby człowiek generycznie nie posiadał zdolności wyboru, takie zdanie wyrażone w Biblii nie miałoby sensu. Po drugie, Bóg traktuje człowieka zawsze tak, jakby ten miał wolność decyzji. Bez względu na to, czy nasza wolność wyboru jest mniej lub bardziej przesłonięta błędem, wybuchowym charakterem bądź złym wpływem środowiska, wszystkich dotykają konsekwencje ich czynów wynikające z przekraczania Boskich zasad. Człowieka, który czyni źle, dotykają skutki jego własnego postępowania bez względu na przyczyny, dla których zło jest wyrządzane. W Boskim porządku, "grzech, gdy będzie wykonany, rodzi śmierć" (Jak. 1:15 UBG). Z punktu widzenia konsekwencji znaczenie ma podjęcie działania, a nie przyczyny, dla których zostało ono podjęte.

Wracam jednak do poprzedniej myśli: nasza wolność działania w obecnych warunkach jest ograniczona na różnych polach. Wszyscy posiadamy ją w pewnej proporcji i powiedziałbym więcej, w zależności od okoliczności możemy być bardziej lub mniej zniewoleni. Wyrazistym przykładem tej tezy są uzależnienia. Alkoholik ma bardzo ograniczoną wolność odmówienia sobie alkoholu, ale jednocześnie może mieć pełną wolność omówienia sobie papierosa, której osoba paląca z kolei w równym stopniu mieć nie będzie. Ten fakt nie odbiera mi prawa oceny. Mam prawo, a nawet obowiązek, nazwać zło tak, jakbyśmy wszyscy korzystali z pełni wolności (Iz. 5:20). Jednak w świetle Słowa Bożego nie mam prawa oddać złem za złe. Dlatego, że ja nie mam dostępu do obiektywnej oceny pobudek drugiego. Ale Bóg taką ocenę posiada, stąd apostoł Paweł nawołuje wierzących: "Najmilsi, nie mścijcie się sami, ale pozostawcie miejsce gniewowi. Jest bowiem napisane: Zemsta do mnie należy, ja odpłacę – mówi Pan" (Rzym. 12:19 UBG).

Zła wola

Rozróżnienie tragedii, która nas krzywdzi bez udziału wolnej woli krzywdzącego, od zła, które popełniane jest świadomie, pozwala zawęzić pulę sytuacji, które moglibyśmy nazwać złem. Samo kryterium świadomości z całą pewnością nie jest wystarczające (choćby z tego powodu, że świadomie można też czynić dobro...) Dla rozwinięcia definicji zła trzeba w tym miejscu wrócić do wątku, który dotąd jedynie zaznaczyłem bez szerszego omówienia, a mianowicie czym jest zła wola. W psychologii Petersona zła wola ma być definicyjnym elementem zła i choć zgadzam się co do zasady, to jednak chciałbym zaproponować nieco inne jej zdefiniowanie. Jak bowiem wspomniałem, każde świadome działanie wynika z określonej potrzeby działającego. Najbardziej okrutne i nieludzkie traktowanie także ma swoje motywacje i swoje satysfakcje, kiedy zostaje wykonane. Trudno zatem definiować złą wolę przez pryzmat braku zysku dla działającego, ponieważ ten zysk (choćby tylko psychiczny) zawsze jest.

Moje spojrzenie na złą wolę wyprowadzam z definicji dobra. Bóg po pierwsze, stworzył określony porządek rzeczy, w którym osadził człowieka i po drugie, uczynił człowieka jako istotę ukierunkowaną na cel. Świadomość człowieka różni się tym od świadomości wszystkich innych organizmów, że żyjemy nie tylko teraźniejszością, ale również przeszłością i przyszłością. Potrafimy wyciągać lekcje z przeszłości, które następnie wykorzystujemy do obierania i realizowania celów w przyszłości. Pojęcie grzechu, którym posługuje się Biblia, pierwotnie oznaczało nietrafienie w cel. Dobrym zatem jest to, co służy realizacji tej podstawowej struktury rzeczywistości; co pozwala świadomym istotom wyznaczać i osiągać cele w sposób zgodny z większymi zasadami i celami Boskiego porządku. Ponieważ Bóg stworzył istoty obdarzone własną świadomością, odrębną od świadomości innych istot, w zagregowanym sensie dobre jest to, co służy wzrostowi grupy.

Za interes grupy odpowiedzialny jest jednak każdy z osobna. Poza interesem grupy, realizowanym wspólnie przez wszystkich jej członków, każdy członek posiada również interesy indywidualne (swojej własne cele). Dla osiągnięcia moich celów potrzebuję zgodzić się na poniesienie określonych ofiar, co z kolei może negatywnie wpłynąć na interesy innych członków grupy. Wewnątrz grupy dochodzi zatem do "przepływu korzyści". W najlepszym scenariuszu moje działanie jest korzystne dla mnie i dla grupy, więc w każdym sensie jest dobre. Często cele, do których dążymy, w pewnym wymiarze obciążają kosztami grupę (są dla niej negatywne), ale moja indywidualna korzyść jest większa niż strata grupy. Zagregowany wynik pozostaje dodatni. Ale jest i trzecia kategoria działań: kiedy osiągam korzyść nieproporcjonalnie małą do strat, które powoduję w otoczeniu. Świadome działanie, które ma doprowadzić do takiego wyniku, nazywam złą wolą. Skutkiem takiego dążenia jest zło.

Można podać ewidentne przykłady złej woli. Morderca, który zabija dla kilkudziesięciu złotych w portfelu swojej ofiary. Właściciel psa, który go maltretuje dla rozrywki. Sprzedawca, który podczas epidemii potencjalnie śmiertelnej choroby zakaźnej winduje dla zysku cenę maseczek ochronnych do poziomu, przy którym ludzi nie stać na ich zakup. W każdym przypadku zysk z działania jest mniejszy niż strata po drugiej stronie. Warunkiem jest jednak działanie świadome. Jeśli skutkiem niezamierzonego działania pracownika w firmie dochodzi do wypadku, nie ma mowy o popełnieniu zła, tylko o tragedii. Nie zawsze też zmierzenie, kto więcej zyska, a kto więcej traci, jest oczywiste. W takim przypadku zastosowanie znajduje kryterium etyczne: "Każdy niech będzie dobrze upewniony w swoim zamyśle" (Rzym. 14:5 UBG). Działanie w stanie wątpienia nie jest podejmowane w sposób prawidłowy. "Kto bowiem wątpi, podobny jest do fali morskiej pędzonej przez wiatr i miotanej tu i tam. (7) Człowiek taki niech nie myśli, że coś otrzyma od Pana" (Jak. 1:6,7 UBG).

Zły (kakos) versus nieetyczny (poneros)

Nowy Testament używa dwóch greckich słów, które w polskich przekładach są tłumaczone jako 'zło': poneros (G4190) oraz kakos (G2556). Choć tłumacze doszli najwyraźniej do wniosku, że oba słowa "to jedno i to samo zło", nie zmienia to jednak faktu, że w tekście oryginalnym są to dwa różne przymiotniki. Przegląd kontekstów, w których zostały użyte, sugeruje mi, że nie są to synonimy. Różnicę upatrywałbym w różnicy między złem w powyżej opisanym znaczeniu oraz złem w znaczeniu niedochowania kryteriów etycznego działania. W wykładzie opisałem trzy kryteria działania, które czynią je 'dobrym' z punktu widzenia prawidłowości procesu, tzn. 1) działanie w dobrej woli (w przeciwieństwie do powyżej opisanej złej woli), 2) działanie w prawdzie (zgodnie z zasadami Boskiego porządku oraz w niezakłamanej komunikacji z otoczeniem) oraz 3) konsekwencja wynikająca z zaufania do prawidłowości i wykonalności obranego celu.

Analiza kontekstów Biblijnych pozwala mi sformułować tezę, że zło w znaczeniu działania podjętego w złej woli opisuje greckie kakos; zło wynikające z nieetycznego działania opisuje greckie poneros. Jakie różnice i zależności istnieją między tymi dwoma rodzajami zła? Z punktu widzenia konsekwencji wynikających z pogwałcenia Boskich zasad, różnica jest zasadnicza: kakos jest grzechem objętym sankcją śmierci (Jak. 1:13-15); człowiek czyniący poneros podlega działaniom naprawczym (korygującym; Hbr. 10:22). W tym celu w przyszłym Królestwie ustanowieni będą sędziowie, którzy będą rozstrzygać sprawy związane z naruszeniem etyki (Iz. 1:26). Na różnych poziomach w Królestwie stanowione będzie prawo, a jego egzekwowanie powierzone będzie wiernym Starego i Nowego Testamentu (; ). Oni to rozsądzać będą przypadki naruszające etykę działania, ale nie stanowiące kakos. Taki grzech popełniony w świadomości objęty jest w Boskim prawie karą śmierci (Hbr. 6:4-6, 10:26). Jest to uniwersalna zasada, która dotyczy obecnego wieku i dotyczyć będzie przyszłego.

Każde zło jest nieetyczne, ponieważ dzieje się w złej woli. Ale nie każde działanie nieetyczne jest złe w tym najwyższym stopniu, opisanym przymiotnikiem kakos. Kluczowym w mojej ocenie jest kryterium woli. Nieraz podejmujemy działania wadliwe etycznie: podejmowane w stanie wahania, bazujące na niepełnej wiedzy lub kłamstwie, bez wyraźnie określonego celu, bez zgody na zmierzenie się z konsekwencjami. To wszystko nie musi prowadzić do krzywdy; nie musi być kakos, choć w każdym przypadku będzie poneros. Problemem, z którym wszyscy borykamy się w obecnym wieku, jest deficyt zrozumienia prawdy. Ta jedna okoliczność powoduje nie tylko naruszenie kryterium prawdy, ale często także kryterium konsekwencji, ponieważ im większa niepewność co do posiadanych danych, tym większa wątpliwość co do podejmowanego działania. Ten zasadniczy brak ma jednak być całkowicie wyrównany w przyszłym wieku Królestwa Chrystusa, kiedy to duch prawdy wylany będzie na wszelkie ciało ().

Przyczyny zła

Dostrzegam w zasadzie jedną główną przyczynę zła: odrębność bytu. Jesteśmy samodzielnymi jednostkami oddzielonymi od świata zewnętrznego powłokami naszych ciał. Dostęp do informacji o tym świecie mamy ograniczony do naszych pięciu zmysłów i choć w sumie bardzo niewiele wiemy o tym, co dzieje się wokół nas, to jednak wiemy, że nasze ciała, będące konstytutywną częścią naszego istnienia, podlegają zniszczeniu. Zapewnienie bezpieczeństwa jest zatem dominującym motywem ludzkiej egzystencji, który jest źródłem zarówno dobra, jak i zła. Wynika to z faktu, że bezpieczeństwo można osiągać na wiele różnych sposobów, konstruktywnych i destrukcyjnych. To, w którą stronę pójdziemy, zależy od poziomu zaufania. Jeśli w ramach organizacji jest zaufanie, jej członkowie nie obawiają się działać na korzyść drugiego, bo wiedzą, że korzyść drugiego buduje organizację, a więc jest ich własną korzyścią. Jeśli brakuje zaufania, zaczynamy realizować strategie, które umniejszają innych członków organizacji, a więc w sumie osiągamy efekt destrukcji.

Brak zaufania jest kluczowym elementem dla genezy zła. Wiemy, że Ewa jest pierwszą, która sięga po zakazany owoc. A jednak Biblia nie przypisuje grzechu pierworodnego Ewie, tylko Adamowi. O Ewie powiedziano, że została zwiedziona (1 Tm. 2:14). Ona zaufała - zrobiła to, co z punktu widzenia dobra powinna zrobić. Adam, wręcz przeciwnie. On nie zna narracji węża, ale zna narrację Boga. Wie, że jeśli zje z drzewa poznania, dotknie go kara śmierci. Wie, ale nie ufa. Gdyby zaufał Bożemu oświadczeniu, wiedziałby, że jego życie jest niezagrożone. Tymczasem ogarnia go strach i w tym momencie jedyną istotną rzeczą staje się ocalenie. Zjada zatem symboliczny owoc, a kiedy to nie pomaga, ukrywa się razem z Ewą przed Bogiem, a następnie w spotkaniu ze Stwórcą, do którego nieuchronnie dochodzi, całą odpowiedzialnością obarcza swoją żonę i samego Boga: "Kobieta, którą mi dałeś, aby była ze mną, ona dała mi z tego drzewa i zjadłem" (Rdz. 3:12 UBG).

Uważam, że grzech polegał na odebraniu życia zwierzęciu. Żeby być nieśmiertelnym jak Bóg, należało posiąść tajemnicę życia. W warunkach Edenu najbardziej oczywistą czynnością, aby to osiągnąć, było zadanie śmierci. Ponieważ Pan Jezus, który złożył odkupieńczą ofiarę, nazywany jest Barankiem, który gładzi grzech świata (Jn. 1:29), być może to właśnie zwierzę było ofiarą naszych prarodziców. Apostoł Paweł pisze, że ofiary składane ze zwierząt pod Przymierzem Zakonu były przypomnieniem grzechu (Hbr. 10:3). Aby zwierzę zostało złożone jako ofiara, najpierw musiało zostać zabite. Musiała zatem zostać dokonana ta sama czynność, którą popełnili Adam z Ewą. Jednocześnie jednak, pisze Paweł, ofiara ciała zwierzęcia w gruncie rzeczy reprezentuje tego, kto ją składa (1 Kor. 10:18). Składając ofiarę zwierzęcą, Izraelita pod Zakonem symbolicznie pokazywał zatem, że drogą do pojednania z Bogiem jest gotowość do ofiarowania na śmierć własnego ciała.

Aby być sprawiedliwym przed Bogiem, człowiek musi Mu ufać; musi wiedzieć, że jako Najwyższy we wszechświecie, Bóg może wszystko. Może także dać mi inne ciało, kiedy to obecne umrze. Na tym polega sprawiedliwość, jaką człowiek może oddać Bogu: uznanie Jego wszechmocy, a zarazem dobroci względem swoich stworzeń. Na tym polegała zasługa Abrahama i dlatego został nazwany ojcem wiary (, 20-22). Abraham został bowiem poddany takiej właśnie próbie, kiedy Bóg zażądał ofiary z Izaaka. "Przez wiarę Abraham, wystawiony na próbę, ofiarował Izaaka ... Uważał [jednak], że Bóg może nawet wskrzesić z martwych, skąd go też otrzymał na podobieństwo zmartwychwstania" (Hbr. 11:17-19 UBG). Z perspektywy wiary zatem ostatecznie zapewnienie bezpieczeństwa nie jest zmartwieniem człowieka. "Nie troszczcie się więc, mówiąc: Cóż będziemy jeść? albo: Co będziemy pić? albo: W co się ubierzemy? ... Wie bowiem wasz Ojciec niebieski, że tego wszystkiego potrzebujecie. Ale szukajcie najpierw królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a to wszystko będzie wam dodane" (Mt. 6:31-33 UBG).

Istnienie Szatana

Jeśli powyższa analiza jest prawidłowa, możliwość popełnienia zła jest wbudowana w strukturę naszej egzystencji. Unikanie zła jest dziełem zaufania, a zaufanie - doświadczenia, stąd etap doświadczenia ze złem w rozwoju człowieka wydaje się być niezbędny w kształtowaniu dojrzałej osobowości, zdolnej do wybierania i czynienia dobra. Ponieważ jednak zło jest wbudowane w naszą egzystencję jako jedna z dwóch przeciwstawnych zasad, pojawia się pytanie o miejsce i rolę Szatana. Zakładając, że jest on istotą duchową, jak czynią to główne nurty chrześcijaństwa, należałoby stwierdzić, że Szatan nie 'wymyślił' zła, ale się mu poddał, wybrał taką, a nie inną drogę postępowania. Jako pierwsza istota we wszechświecie poddał w wątpliwość możliwość zaufania do Boga. Z taką też propozycją wyszedł do Ewy: "Czy Bóg rzeczywiście powiedział: Nie wolno wam jeść ze wszystkich drzew tego ogrodu?" (Rdz. 3:1 UBG). Innymi słowy, czy jesteś Ewo pewna, że możesz zaufać swojemu Bogu?

Skąd taki brak zaufania do Stworzyciela wszystkich rzeczy? Tego możemy się jedynie domyślać, ale pewne światło rzuca na tę sprawę zapewnienie, jakie Przeciwnik Boży składa Ewie: 1) na pewno nie umrzecie, 2) będziecie jak Bóg, 3) poznacie dobro i zło (Rdz. 3:4,5 UBG). Z perspektywy czasu wiemy, że te słowa są prawdą - w odniesieniu do Bożego Kościoła. Wybrani wierzący rzeczywiście w obecnym czasie doświadczają wiele złego, ale ich nagrodą jest nieśmiertelna chwała w Boskiej naturze. Czyli dokładnie to, co Szatan obiecał naszej pramatce. Antropologizując tę sytuację, można by uznać, że Szatan "wiedział, że dzwonią, ale nie wiedział, w którym kościele". Coś usłyszał, o czymś się dowiedział i stwierdził, że Bóg jest nieuczciwy, coś knuje, o czymś nie mówi. W ten sposób jego zaufanie do Stwórcy zostało podważone. Wiemy, że wybór Kościoła został przewidziany przez Boga od samego początku (). Tę wiedzę posiadł Szatan, ale najwyraźniej nie posiadł jej w pełni.

Wiedziałby bowiem, że zapewnienie nieśmiertelności i Boskiej chwały nie dotyczy Adama i jego żony. Jeśli zatem wiedział, skłamał z premedytacją. Jeśli nie wiedział, 'dopowiedział' brakujące elementy w sposób niezgodny z prawdą. W każdym przypadku okazał się kłamcą, o którym mówi Jezus: "On był mordercą od początku i nie został w prawdzie, bo nie ma w nim prawdy. Gdy mówi kłamstwo, mówi od siebie, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa" (Jn. 8:44 UBG). Szatan nie ufa Bogu. Co robi się z kimś, komu się nie ufa - szkodzi się mu, żeby był słaby i nie mógł zaszkodzić mi. Stąd otwarcie zła wola Przeciwnika wobec Boga i wszystkich, którzy chcieliby się mu podporządkować. Dlatego Piotr pisze: "Bądźcie trzeźwi, czuwajcie, bo wasz przeciwnik, diabeł, jak lew ryczący krąży, szukając, kogo by pożreć" (1 Pt. 5:8 UBG). Paweł z kolei uświadamia wierzących, z kim mają do czynienia: "Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, ale przeciw zwierzchnościom, przeciw władzom, przeciw rządcom ciemności tego świata, przeciw duchowemu złu na wyżynach niebieskich" (Ef. 6:12 UBG).

Warto jest przyjrzeć się bliżej powyższej wypowiedzi Pawła. Wcześniej w wykładzie pisałem o tym, że potencjał do złego związany jest z faktem naszego istnienia w ciele. Apostoł pisze jednak, że "Nie toczymy ... walki przeciw krwi i ciału". Szatan nie jest zatem określeniem zła jako możliwości lub potencjału, który człowiek aktywuje brakiem zaufania. To byt, który ma swoją świadomość i swoją celowość; który aktywnie działa w kierunku szkodzenia szeroko rozumianemu Boskiemu porządkowi świata. Tak przedstawiany jest Szatan w wielu miejscach Nowego Testamentu: jako ktoś, kto świadomie dąży do zła. To oznacza posiadanie woli ukierunkowanej na cel; cel z kolei oznacza istnienie świadomości, a świadomość - istnienie osoby. Dlatego nie przypadkiem użyłem zaimka "ktoś" - "ktoś, kto świadomie dąży do zła". Choć istnieje w chrześcijaństwie nurt, który neguje istnienie osobowego Szatana, wyjątkowo;) stoję w tej sprawie po stronie tradycyjnego kościoła.

Argumentem przeciw osobowemu Szatanowi ma być fakt, że Stary Testament o nim nie mówi. Stary Testament nie mówi jednak o wielu rzeczach, o których mówi Nowy Testament. To nie oznacza, że one nie są prawdziwe. To oznacza, że Nowy Testament ma nieco inny punkt widzenia na realizację Boskiego Planu. Poza tym, nie ulega wątpliwości, że Stary Testament mówi o aniołach; również o takich, którzy okazali nieposłuszeństwo. Przykładem, który natychmiast przychodzi na myśl, są czasy Noego, kiedy to kontakty świata duchowego z materialnym były bliskie. Na tyle bliskie, że ich owocem były dzieci, anielsko-ludzkie hybrydy, które musiały zostać usunięte przez potop, żeby nie zniekształcić genetycznie rasy ludzkiej. Jeśli zatem nie można na gruncie Biblii podważyć istnienia demonów, można także zupełnie logicznie przyjąć, że są one zorganizowane i mają swojego przywódcę. Przywódcę tego Paweł nazywa w Ef. 2:2 'władcą na powietrzu' (UBG), a zazwyczaj czytamy o nim jako o Szatanie - Bożym Przeciwniku.


Słowa kluczowe: Szatan, zło
 
Przekłady wykorzystane w wykładzie:
UBG - Uwspółcześniona Biblia Gdańska (2017)
 
Data publikacji:
Ostatnia aktualizacja: 02-04-2020


komentarzbiblijny.pl