Dlatego też całkowicie może zbawić tych, którzy przez niego przychodzą do Boga
W Hbr. 7:25 apostoł Paweł pisze, że jesteśmy zbawiani całkowicie przez orędownictwo Pana Jezusa. Warto zatem rozważyć, czym jest zbawienie całkowite i w jaki sposób jest osiągane orędowaniem Pana za nami. Greckie sozo [G4982] posiada wachlarz znaczeń związanych z odsunięciem rzeczy niepożądanych. W przypadku uniknięcia niebezpieczeństwa może być przetłumaczone jako ratunek; jeśli unikamy śmierci, jako ocalenie; jeśli wracamy do zdrowia po chorobie, jako wyzdrowienie ('odsunięcie' choroby). Tym, co musi zostać odsunięte od człowieka w kontekście Biblijnej nauki o zbawieniu, jest grzech. To znaczenie znajdujemy już w pierwszym przypadku użycia sozo w Nowym Testamencie, w Mt. 1:21 - "I urodzi syna, któremu nadasz imię Jezus. On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów" (UBG). Można by zatem, uwzględniając powyższą definicję, powiedzieć, że celem przyjścia Jezusa jest odsunięcie grzechu (który także jest zjawiskiem wysoce niepożądanym w relacjach Bóg-człowiek) od 'swojego ludu' - najpierw Izraela, ale w dalszej perspektywie także 'drugich owiec' wierzących spoza cielesnego ludu wybranego (Jn. 10:16; Ef. 2:11-19).
Grzech jest przestępstwem prawa. Jesteśmy obciążeni grzechem, ponieważ mamy na koncie określoną ilość takich przestępstw. Nie jest to jednak ani jedyny, ani nawet podstawowy problem. Gdyby chodziło tylko o 'rachunek krzywd', rzeczywiście moglibyśmy wyobrażać sobie Boga, który chce potępić grzesznika i Jezusa, który za nim oręduje, przekonując Ojca, żeby wstrzymał swój karzący wyrok. W powszechnej wyobraźni tak to się właśnie odbywa. Jednak problem grzechu leży znacznie głębiej i dotyczy nie skutków, ale przyczyn. Z pewnych powodów grzeszymy. Jest w nas grzech, ponieważ jest w nas potencjał do wyrządzania zła. Przebaczenie dzisiaj mojego grzechu przez Boga w takim bardzo antropomorficznym sensie (tak, jak wybacza człowiek) niczego nie zmienia, ponieważ moja skłonność do zła sprawi, że jutro popełnię to samo przestępstwo. Istotą zbawienia nie jest zatem werbalny akt przebaczenia, ale 'naprawienie' w człowieku tego, co nie działa prawidłowo i prowadzi do grzechu. Odsunięcie grzechu od człowieka to odsunięcie przyczyny, a dopiero wraz z nią skutku. Przyczyny, tak jak widzę je ukazane w Biblii, są dwie: brak znajomości prawdy i strach przed śmiercią.
W tekście dotyczącym grzechu pierworodnego pisałem, że Adam grzeszy z dwóch powodów. Po pierwsze, brak znajomości prawdy: widząc Ewę z zakazanym owocem, Adam (błędnie) uznaje, że także na nim zaciążył wyrok śmierci. Ten fakt ujawnia drugi problem: Adam nie godzi się na śmierć, więc podejmuje próbę ratunku, przyłączając się do Ewy. Łamie nakaz Boży świadomie, ale z nadzieją, że znajdzie sposób na zapewnienie sobie życia. Te dwa wątki przewijają się przez całą Biblię, ale swoje wypełnienie znajdują dopiero w odkupieńczej ofierze Jezusa Chrystusa. Swoją służbą dla prawdy zwieńczoną męczeńską śmiercią w obliczu utraty kontaktu z Bogiem, nasz Pan zapewnił antilytron - cenę równoważną za grzech Adama. O tej cenie pisze Paweł w 1 Tm. 2:6 jako o 'świadectwie czasów jego', a w Ef. 1:7,8 dodaje, że z tej ceny świadectwa korzystamy "we wszelkiej mądrości i roztropności" (UBG). Ponieważ Jezus jest dla nas "drogą, prawdą i życiem" (Jn. 14:6 UBG), z jego ofiary rzeczywiście korzystamy wówczas, kiedy postępujemy jego śladem. Nasz udział w tym doświadczeniu pokazujemy podczas Wieczerzy Pańskiej, spożywając niekwaszony chleb (symbol prawdy) i pijąc z kielicha (symbol ofiary życia).
Całkowite zbawienie, o którym mówi Hbr. 7:25, obejmuje zatem obydwa aspekty naszego wykorzystania ofiary odkupienia. Ewangelia jest nauką logiczną i w pełni racjonalną. Objęcie jej rozumem nie gwarantuje jednak, że odniesie pożądany skutek w postaci odsunięcia człowieka od grzechu. Niezbędny jest bowiem drugi element, aby nasze zbawienie było całkowite: duch Chrystusa. Ten sam duch poświęcenia, który postawił naszego Pana na drodze ofiary dla prawdy, musi także stać się naszym udziałem (Rzym. 1:1-4). Jeśli miłość Boża istotnie została wlana w nasze serca, nie będziemy bezczynni pod względem poznania Chrystusa, a celem naszego życia będzie podjęcie służby na kształt jego służby (Rzym. 5:5; 2 Kor. 5:14,15; 2 Pt. 1:5-9). Element emocjonalny - wola metaforycznie ukazana jako serce - jest czynnikiem niezbędnym, aby nauka Słowa Bożego stała się naszą 'własnością', penetrując i poddając zmianie każdy zakątek osobowości. Istotą zbawienia nie jest bowiem sama tylko przemiana serca, ale poprzez serce odnowienie umysłu w znajomości prawdy, a w dalszej konsekwencji przemiana charakteru.
W wykładzie Nowe stworzenie i przemiana wewnętrznego człowieka pisałem o tym, w jaki sposób dokonuje się przemiana charakteru. Kluczowe jest tutaj pojęcie pieczęci ducha świętego. Miłość agape bowiem czyni dla nas dwie rzeczy: motywuje i uzdalnia do rozumienia prawdy (1 Jn. 5:20; 2 Tm. 1:7) oraz wykonuje w nas poświęcenie życia dla służby Słowa Bożego (Flp. 2:12,13). Drugi element, wbrew pozorom, jest niezwykle istotny, ponieważ znajomość prawdy sama z siebie nie 'przenika' w głąb charakteru. Skrypty, które go określają, mają postać automatycznych wzorców zachowania. Nie kształtujemy ich przez 'tłumaczenie sobie', ponieważ "cielesny człowiek nie pojmuje tych rzeczy, które są Ducha Bożego" (1 Kor. 2:14). Dla wypracowania nowych skryptów niezbędna jest powtarzalność zachowania - jego świadome korygowanie aż do pojawienia się nowych, podświadomie generowanych reakcji. Dokładnie o tym pisze Jakub w swoim liście: "kto wpatruje się w doskonałe prawo wolności i trwa w nim, nie jest słuchaczem, który zapomina, lecz wykonawcą dzieła, ten będzie błogosławiony w swoim działaniu" (Jak. 1:22-25 UBG).
Proces, który tak pięknie opisuje Jakub, jest możliwy dzięki temu, co nauka określa mianem neuroplastyczności. W toku naszego rozwoju w mózgu tworzy się sieć połączeń komórek nerwowych, które determinują cechy charakteru. Choć połączenia te mają charakter mniej więcej stały, jesteśmy w stanie naszym zachowaniem w pewnym stopniu je modyfikować. Gdyby zatem opisać nasz mózg stopniem podatności na zmianę ('twardości'), nie byłby to beton, ale raczej plastelina. Stąd mowa o neuroplastyczności. Stąd też Pismo Święte mówi o pieczęci ducha. Pieczęć służy do przeniesienia określonego znaku na materiał plastyczny; duch prawdy służy do utrwalenia 'znaku prawdy' w naszym charakterze. Nieprzypadkowo mówię o znaku, ponieważ w gruncie rzeczy tym, co zostaje odwzorowane, jest słowo. To, w jaki sposób pojmujemy naukę Biblijną (a tym samym otaczający świat). Tymczasem wiedza o świecie, jaką posiadamy, składa się ze słów. Nasz Pan Jezus, kiedy przychodzi przekazać człowiekowi Ewangelię o zbawieniu, przynosi słowo. I sam także jest nazywany Słowem, ponieważ tożsamość jego charakteru z tą nauką jest zupełna (Jn. 1:1-5).
Bo zawsze żyje, aby wstawiać się za nimi
Ze słowem łączy się bezpośrednio część B Hbr. 7:25 - "bo zawsze żyje, aby wstawiać się za nimi" (UBG). Greckie entygxánō [G1793] może oznaczać wstawianie się/ orędowanie za kimś, ale jego podstawowym znaczeniem jest spotkanie osoby w celu odbycia rozmowy. Co ciekawe, charakter - o którym wcześniej pisałem, że ma być przemieniony na obraz Jezusa Chrystusa - Biblia nazywa 'wewnętrznym człowiekiem' (Rzym. 7:22). Spotykamy zatem Pana, kiedy przychodzimy do niego w pokucie i nawróceniu, a on obdarza nas swoim duchem, inicjując w ten sposób 'rozmowę' z naszym wewnętrznym człowiekiem. Orędownictwo Chrystusa jest zatem aktem wymiany słowa między nim, a człowiekiem; wymiany, której celem jest przeobrażenie wybranych na obraz Pana, zapieczętowanie ich duchem prawdy (Rzym. 8:29). Warto zauważyć jeszcze jeden element: entygxánō pochodzi od tygxánō [G5177], które oznacza 'trafić w cel'. W klasycznej grece tygxánō jest używane jako antonim do hamartia [G0266], które oznacza brak osiągnięcia celu, a w przekładach jest tłumaczone jako 'grzech'.
Tym samym cel 'rozmowy' Pana z nami zaznaczony jest w samym źródłosłowie czasownika entygxánō jako 'utrafienie w cel' zasad Boskiej sprawiedliwości, wypełnienie ich bez uchybienia. Można by jednak również sformułować ten cel negatywnie jako uniknięcie grzechu, co prowadzi nas z kolei do znaczenia zbawienia, o którym pisałem we wstępie do komentarza. Zbawienie jest 'odsunięciem' grzechu; orędownictwo Pana jest w istocie prowadzeniem człowieka ku sprawiedliwości, a więc jednoczesnym odsuwaniem od niesprawiedliwości. Język, którego używa Paweł w Hbr. 7:25, pokazuje zatem dwie perspektywy na problem usprawiedliwienia: pozytywną zaznaczoną w pojęciu orędownictwa i negatywną, zaznaczoną w pojęciu zbawienia. Ponieważ zbawienie jest wynikiem orędownictwa, wynika stąd także logiczny wniosek dotyczący genezy zła jako takiego: jeśli orędowanie Pana odsuwa zło niejako automatycznie, wówczas samo zło staje się pochodną braku dobra. Naprawa zła wymaga zatem działania pozytywnego - ducha prawdy, który pokazuje człowiekowi, jak ma postępować. Karanie może powstrzymywać zło na drodze eliminacji, ale nie pokazuje, jak osiągać dobro.
Warto na koniec odnieść się do słów apostoła, w których uzależnia on skuteczność orędownictwa Pana od faktu jego egzystencji: "bo zawsze żyje, aby wstawiać się" (Hbr. 7:25 UBG). W wersetach poprzedzających Hbr. 7:25 czytamy o kapłanach Starego Przymierza, że było ich wielu, ponieważ każdego zabierała śmierć. Nasz Pan natomiast, "ponieważ trwa na wieki, ma kapłaństwo nieprzemijające" (Hbr. 7:23,24 UBG). Istotą sprawy nie jest naturalnie sama długość życia kapłana, a funkcja, którą sprawuje. Czytamy dalej w wersecie 27 o Jezusie, że "nie musi codziennie, jak tamci najwyżsi kapłani, składać ofiar najpierw za własne grzechy, a potem za grzechy ludu. Uczynił to bowiem raz, ofiarując samego siebie" (UBG). Kapłani pod Przymierzem Zakonu składali ofiary powtarzalne. Ponieważ kapłaństwo lewickie niczego nie doskonaliło, a jedynie przypominało człowiekowi jego grzeszność (Hbr. 7:11, 10:1-4), istniała potrzeba ustawicznego składania ofiar. Inaczej jest z ofiarą Chrystusa, która została uczyniona raz i skutecznie w celu wydoskonalenia tych, którzy przezeń zbliżają się do Boga (Hbr. 9:11-14).
Zatem wieczne trwanie Chrystusa, o którym pisze Paweł, jest jednocześnie wiecznym trwaniem jego ofiary, która jest skuteczna w każdym czasie dla podźwignięcia potomstwa Adama z grzechu. Ale nie tylko to. W 1 Kor. 15:12-19 apostoł omawia zmartwychwstanie jako niezbędny warunek naszej wiary. O zmartwychwstaniu Pana czytamy słowa niezwykle ważne w kontekście Hbr. 7:25 - "A jeśli Chrystus nie został wskrzeszony, daremna jest wasza wiara i nadal jesteście w swoich grzechach. (18) Tak więc i ci, którzy zasnęli w Chrystusie, poginęli" (UBG). Nadzieja zmartwychwstania jest celem i zwieńczeniem naszego ziemskiego biegu; co więcej, pisze Paweł, jest sensem naszej wiary. Jeśli jest zmartwychwstanie i nasza nadzieja nie jest płonna, wówczas także i Jezus Chrystus, jako wódz naszego zbawienia, zmartwychwstał. Nie tylko zatem fakt ponadczasowego charakteru ofiary Chrystusa ma znaczenie dla naszego poświęcenia, ale także fakt, iż powstał z martwych do nieśmiertelnej chwały i tam oczekuje na wiernych członków swojego Kościoła, którzy tutaj na ziemi muszą dopełnić swoje poświęcenie.